|
Widok Sanktuarium Ojca Pio |
|
Widok wnętrza sanktuarium |
|
Figura Ojca Pio tuż przy ołtarzu | |
|
Podziemia - miejsce gdzie złożono ciało Ojca Pio |
|
I nareszcie. We własnej osobie, zrelaksowany Ojciec Pio. Święty na wyciągnięcie ręki. |
Nasyceni nutką sakralną śmigamy dalej. Przed nami
jeszcze kawałek drogi, więc nie ma co zwlekać. Kolejny cel – objechać ostrogę
buta czyli PÓŁWYSEP GARGANO. Wyjeżdżamy z San Giovanni Rotondo i przebijamy się
przez Park Narodowy. Czarujące miejsce. Wysokie drzewa osłaniają nas całkowicie
od słońca. Możemy poczuć się jak w Borach Tucholskich albo jak w Puszczy
Białowieskiej (obecnej, nie wyciętej, bez ubytków).
|
Trasa wśród drzew Parku Narodowego |
|
Ciąg dalszy drogi.... |
|
Gdy już przebiliśmy się przez lasy... dojrzeliśmy wybrzeże. |
Dojeżdżamy do wybrzeża i zajeżdżamy do pierwszej miejscowości
RODI. Małe, urokliwe, nadmorskie miasteczko,
skąd m.in. wypływają statki na Wyspy Tremiti. Niestety nie udało nam się
zaliczyć tego punktu wycieczki, ale jest cel na kolejny wyjazd. Podróż do wysp
trwa około 1-2 godzin i trzeba się liczyć z wydatkiem około 30 euro (w dwie
strony za osobę) za taka atrakcję. Podobno warto, więc czas odkładać :)
|
Port w Rodi |
|
Port w Rodi - jedno z wielu portów, z których można wypłynąć w stronę wysp Tremiti. |
|
Widok na miasteczko z perspektywy portu |
Dalej jechaliśmy już wzdłuż wybrzeża, drogą
lokalną biegnącą tuż przy morzu. Zachwyceni krajobrazem i klimatem
zatrzymaliśmy się w jednej z miejscowości – SAN MENAIO. Tutaj odkryliśmy godną
polecenia malutką knajpkę z pizzą na wynos, tuż przy plaży. Kawałek dość
treściwy (taka połowa średniej pizzy w Polsce) za jedyne 1-1,5 euro. Można się
śmiało najeść i to w przystępnej cenie.
|
Jedna jedyna pizzeria przy drodze... pizza? pyszna i ogromna! |
Ruszamy dalej. W planach mamy znalezienie plaży, aby zażyć co nieco błogiego lenistwa. Sporo jest zatoczek, dzikich zejść, ale ciężko gdzieś
sensownie i bezpiecznie zaparkować. W końcu udało nam się znaleźć piaszczystą
plażę niedaleko Vieste. Część plaży była publiczna, a część wydzielona dla hoteli.
Niewielu turystów. Większość stanowili miejscowi Włosi i kilka rodzin z Niemiec/Austrii. Fajne
miejsce na odpoczynek i naładowanie trochę akumulatorków.
|
Widok na plażę |
|
Odpoczynek. Zasłużony! |
Po słodkim lenistwie, pakujemy manatki i jedziemy do
miasteczka zwanego „Perłą Gargano” czyli VIESTE. Miejsce nazwane tak przez Włochów,
zachwyca złotym piaskiem, krystalicznie czystą wodą Adriatyku, romantycznymi
wysepkami i tajemniczymi zatokami.
|
Vieste - widok na jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc |
|
Vieste - ma coś wspólnego z Tarzanem? |
|
Vieste - widok na skwer |
|
Vieste - widok na wybrzeże | |
A na koniec? Prawdziwe wyzwanie… wjazd na sam szczyt
do MONTE SANT’ANGELO. Wjazd jak i zjazd dał nam porządny zastrzyk
adrenaliny. Ale widoki… było warto! Dodam też, że nie wybraliśmy główniejszej
drogi… tylko oczywiście podrzędną prowincjonalną, silnie lokalną (od razu pomyślałam o tacie "Byłby dumny, sam by z pewnością tak pojechał").
|
Widok drogi dojazdowej. Serpentyny? W każdą stronę. Osoby z chorobą lokomocyjną powinny albo omijać tę trasę, albo porządnie się nafaszerować tabletkami. |
Na szczycie warto odwiedzić miasteczko MONTE SANT’ANGE z Sanktuarium św. Michała Archanioła.
„Jest to najsławniejsza na całej Ziemi krypta św. Michała Archanioła, w
której objawił się on ludziom. Pielgrzymie, padając pokornie na kolana,
uczcij tę skałę. Bowiem miejsce, w którym się znajdujesz, jest święte” –
podtrzymywana przez dwa anioły tablica wita pielgrzymów schodzących do
groty. Jaką przeszłość kryją skały – świadkowie niezwykłych wydarzeń – w
miejscu, które Bóg wybrał na kult św. Michała – stojącego najwyżej w
anielskiej hierarchii?
|
Gdyby nie wieża, ciężko byłoby znaleźć to miejsce... |
|
Wejście do Sanktuarium. Czyż nie wygląda skromnie? W środku prosta konstrukcja. Wszystko wykute w skale. |
|
Skała, na której objawił się (tak mówią) św. Michał Archanioł. | | | |
Prosta wskazówka. Nie parkujcie auta na parkingu - zbędne koszty. Podjedźcie do knajpki, obok parkingu. Kupcie kawę za 1 euro i macie o wiele tańszą miejscówkę. Tak zrobiliśmy. Zero problemu.
|
Droga do Sanktuarium. Turyści są wszędzie mile widziani. |
|
Ruiny normańskiego Castello - można zwiedzić za dodatkową opłatą. Co kto lubi. My już byliśmy zbyt zmęczeni, aby oglądać zbroje i pozostałości po dawnych czasach. |
Zjazd z góry był nie mniej obiecujący niż wjazd. Jak się nie zakochać?
|
Widok na Adriatyk |
Zdecydowanie nie tankujcie w tych regionach. Ceny paliwa znacznie przewyższają te w mniejszych miejscowościach nad Adriatykiem.
Dodatkowo, jakby było nam jeszcze za mało atrakcji, na tzw. dobicie zajechaliśmy do miasteczka niedaleko Bari - Trani. Miejscowość często polecana dla kogoś kto odwiedza stricte Bari, ponieważ łatwo można dojechać tam bezpośrednio pociągiem.
Portowe miasteczko, mało popularne przez turystów, przez co zachowuje swój naturalny, włoski, sielankowy klimat.
|
Trani o zachodzie słońca |
|
Katedra nad wybrzeżem |
|
Miejsce spotkań mieszkańców |
Na zakończenie chciałabym tylko dodać, że to co opisałam, jest sporym streszczeniem i w zasadzie podsumowaniem jednodniowego wyjazdu. Nie zawsze dało się uwiecznić każdą wyjątkową chwilę, czy ten najbardziej interesujący moment. Polecam taki trip komuś, kto chce zaliczyć i zobaczyć jak najwięcej. Sporym wyzwaniem są drogi, ale również wysoka temperatura. Głód? Najmniej odczuwalny.
Warto czasem odpalić stronę z tanimi lotami, wybadać temat co i gdzie jest tańsze i po prostu ruszyć. Najwięcej wspomnień zostaje w naszych głowach, w nas.
A potem i tak najciężej zatrybić na właściwe obroty w pracy, gdy w głowie słońce, morze i włoski aperol!
Ciao, Pjetruk
Komentarze
Prześlij komentarz