Przejdź do głównej zawartości

Spotkanie z Ojcem Pio czy św. Michałem Archaniołem? Z wizytą na ostrodze buta.

Czwarteczek to już taki mały piąteczek. A od czerwca to już chyba... czas najwyższy na kolejny dzień z serii BARI I OKOLICE.
Zaliczona Pasja Mela Gibsona w Materze, domki na liście UNESCO czy chill'oucik nad morzem w Polignano a Mare. Teraz może czas na trochę obiektów sakralnych? Parków narodowych? Nuda? Nie ma opcji! 
Dzisiejszy pomysł łączy w sobie doznania duchowe, wyzwania na drogach oraz odpoczynek przy aperolu na skraju ostrogi włoskiego buta w Vieste. Plan na jeden dzień wydawał się sporym wyzwaniem jednak... być i nie zaliczyć wszystkiego? Nie ma opcji! 
Pomysł na jeden dzień.



W kierunku regionu Foggia.
Cała nasza dzisiejsza podróż to po prostu spontan. Zero większych planów. Odpalamy nawigację (oczywiście ustawiamy "OMIJAJ PŁATNE ODCINKI") i w drogę. Poranek był rześki, dzięki czemu szybko otworzyliśmy oczy. Początkowo kierowaliśmy się drogą krajową - darmowym odcinkiem autostrady. W pewnym momencie nawigacja dała sygnał: zjeżdżamy. No i się zaczęło. Drogi prowincjonalne.
Tak się kończy omijanie płatnych dróg
Krótki postój na...

Początkowo na mojej twarzy malowało się przerażenia "No pięknie, znowu mamy objazd przez wsie, gdzie dosłownie pieprz rośnie. A jak coś się stanie z autem? Kto nam pomoże? Zasięg na telefonie marny... Super". 
Po jakiś czasie naszym oczom zaczęły się pokazywać ogromne tereny uprawne: winorośli, drzewek oliwnych, brzoskwiń, nektarynek czy mirabelek.
Nie myśląc za długo, zatrzymujemy auto. W koło nas pustka i cisza. Jest wczesny poranek, około godziny 8:00, a my na śniadanie, po cichu wcinamy świeże owoce z drzewa. 

Kradzieje? Ciiiii... tylko kilka malutkich nektarynek...
Świeże! Prosto z drzewa
Brzoskwinka wygrzewająca się na słońcu
Może być coś piękniejszego i smaczniejszego? Ale koniec tego dobrego. Czas w drogę! Dzień dopiero się rozpoczyna. 
Gdy wyjechaliśmy już z urokliwych zakątków drzewek owocowych, naszym oczom ukazał się w pełni region FOGGIA.
Droga na prowincji - ze wsi na wieś - Foggia.
 
Nietypowa wizyta - piątka z Ojcem Pio
Gdy już przebrnęliśmy przez pustkowia, pola i pola, dojechaliśmy do części wyżynnej. Podjazd pod górę zajął chwilę. Dotarliśmy do SAN GIOVANNI ROTONDO, miejscowości położonej w połowie drogi między najwyższymi szczytami.
Kiedyś była to mała mieścinka będąca przystankiem dla pielgrzymów zmierzających do Monte Sant' Angelo, aby odwiedzić grotę, w której ukazał się Michał Archanioł. Dziś do San Giovanni Rotundo przybywa rocznie siedem milionów osób, by pokłonić się prochom świętego Ojca Pio. 

Widok Sanktuarium Ojca Pio
Widok wnętrza sanktuarium
Figura Ojca Pio tuż przy ołtarzu 

Podziemia - miejsce gdzie złożono ciało Ojca Pio
I nareszcie. We własnej osobie, zrelaksowany Ojciec Pio. Święty na wyciągnięcie ręki.

Nasyceni nutką sakralną śmigamy dalej. Przed nami jeszcze kawałek drogi, więc nie ma co zwlekać. Kolejny cel – objechać ostrogę buta czyli PÓŁWYSEP GARGANO. Wyjeżdżamy z San Giovanni Rotondo i przebijamy się przez Park Narodowy. Czarujące miejsce. Wysokie drzewa osłaniają nas całkowicie od słońca. Możemy poczuć się jak w Borach Tucholskich albo jak w Puszczy Białowieskiej (obecnej, nie wyciętej, bez ubytków). 

Trasa wśród drzew Parku Narodowego

Ciąg dalszy drogi....

Gdy już przebiliśmy się przez lasy... dojrzeliśmy wybrzeże.

Dojeżdżamy do wybrzeża i zajeżdżamy do pierwszej miejscowości RODI. Małe, urokliwe, nadmorskie miasteczko, skąd m.in. wypływają statki na Wyspy Tremiti. Niestety nie udało nam się zaliczyć tego punktu wycieczki, ale jest cel na kolejny wyjazd. Podróż do wysp trwa około 1-2 godzin i trzeba się liczyć z wydatkiem około 30 euro (w dwie strony za osobę) za taka atrakcję. Podobno warto, więc czas odkładać :)
Port w Rodi
Port w Rodi - jedno z wielu portów, z których można wypłynąć w stronę wysp Tremiti.
Widok na miasteczko z perspektywy portu

Dalej jechaliśmy już wzdłuż wybrzeża, drogą lokalną biegnącą tuż przy morzu. Zachwyceni krajobrazem i klimatem zatrzymaliśmy się w jednej z miejscowości – SAN MENAIO. Tutaj odkryliśmy godną polecenia malutką knajpkę z pizzą na wynos, tuż przy plaży. Kawałek dość treściwy (taka połowa średniej pizzy w Polsce) za jedyne 1-1,5 euro. Można się śmiało najeść i to w przystępnej cenie.



Jedna jedyna pizzeria przy drodze... pizza? pyszna i ogromna!

Ruszamy dalej. W planach mamy znalezienie plaży, aby zażyć co nieco błogiego lenistwa. Sporo jest zatoczek, dzikich zejść, ale ciężko gdzieś sensownie i bezpiecznie zaparkować. W końcu udało nam się znaleźć piaszczystą plażę niedaleko Vieste. Część plaży była publiczna, a część wydzielona dla hoteli. Niewielu turystów. Większość stanowili miejscowi Włosi i kilka rodzin z Niemiec/Austrii. Fajne miejsce na odpoczynek i naładowanie trochę akumulatorków. 

Widok na plażę
Odpoczynek. Zasłużony!

Po słodkim lenistwie, pakujemy manatki i jedziemy do miasteczka zwanego „Perłą Gargano” czyli VIESTE. Miejsce nazwane tak przez Włochów, zachwyca złotym piaskiem, krystalicznie czystą wodą Adriatyku, romantycznymi wysepkami i tajemniczymi zatokami.

Vieste - widok na jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc
Vieste - ma coś wspólnego z Tarzanem?
Vieste - widok na skwer

Vieste - widok na wybrzeże

A na koniec? Prawdziwe wyzwanie… wjazd na sam szczyt do MONTE SANT’ANGELO. Wjazd jak i zjazd dał nam porządny zastrzyk adrenaliny. Ale widoki… było warto! Dodam też, że nie wybraliśmy główniejszej drogi… tylko oczywiście podrzędną prowincjonalną, silnie lokalną (od razu pomyślałam o tacie "Byłby dumny, sam by z pewnością tak pojechał").

Widok drogi dojazdowej. Serpentyny? W każdą stronę. Osoby z chorobą lokomocyjną powinny albo omijać tę trasę, albo porządnie się nafaszerować tabletkami.


Na szczycie warto odwiedzić miasteczko MONTE SANT’ANGE z Sanktuarium św. Michała Archanioła.
„Jest to najsławniejsza na całej Ziemi krypta św. Michała Archanioła, w której objawił się on ludziom. Pielgrzymie, padając pokornie na kolana, uczcij tę skałę. Bowiem miejsce, w którym się znajdujesz, jest święte” – podtrzymywana przez dwa anioły tablica wita pielgrzymów schodzących do groty. Jaką przeszłość kryją skały – świadkowie niezwykłych wydarzeń – w miejscu, które Bóg wybrał na kult św. Michała – stojącego najwyżej w anielskiej hierarchii?

Gdyby nie wieża, ciężko byłoby znaleźć to miejsce...
Wejście do Sanktuarium. Czyż  nie wygląda skromnie? W środku prosta konstrukcja. Wszystko wykute w skale.
Skała, na której objawił się (tak mówią) św. Michał Archanioł. 

Prosta wskazówka. Nie parkujcie auta na parkingu - zbędne koszty. Podjedźcie do knajpki, obok parkingu. Kupcie kawę za 1 euro i macie o wiele tańszą miejscówkę. Tak zrobiliśmy. Zero problemu. 

Droga do Sanktuarium. Turyści są wszędzie mile widziani.
Ruiny normańskiego Castello - można zwiedzić za dodatkową opłatą. Co kto lubi. My już byliśmy zbyt zmęczeni, aby oglądać zbroje i pozostałości po dawnych czasach.

Zjazd z góry był nie mniej obiecujący niż wjazd. Jak się nie zakochać? 

Widok na Adriatyk
Zdecydowanie nie tankujcie w tych regionach. Ceny paliwa znacznie przewyższają te w mniejszych miejscowościach nad Adriatykiem. 

Dodatkowo, jakby było nam jeszcze za mało atrakcji, na tzw. dobicie zajechaliśmy do miasteczka niedaleko Bari - Trani. Miejscowość często polecana dla kogoś kto odwiedza stricte Bari, ponieważ łatwo można dojechać tam bezpośrednio pociągiem. 
Portowe miasteczko, mało popularne przez turystów, przez co zachowuje swój naturalny, włoski, sielankowy klimat. 
Trani o zachodzie słońca
Katedra nad wybrzeżem
Miejsce spotkań mieszkańców

Na zakończenie chciałabym tylko dodać, że to co opisałam, jest sporym streszczeniem i w zasadzie podsumowaniem jednodniowego wyjazdu. Nie zawsze dało się uwiecznić każdą wyjątkową chwilę, czy ten najbardziej interesujący moment. Polecam taki trip komuś, kto chce zaliczyć i zobaczyć jak najwięcej. Sporym wyzwaniem są drogi, ale również wysoka temperatura. Głód? Najmniej odczuwalny. 
Warto czasem odpalić stronę z tanimi lotami, wybadać temat co i gdzie jest tańsze i po prostu ruszyć. Najwięcej wspomnień zostaje w naszych głowach, w nas. 
A potem i tak najciężej zatrybić na właściwe obroty w pracy, gdy w głowie słońce, morze i włoski aperol!

Ciao, Pjetruk

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Początki

Pierwszy post. Ważna sprawa. Zachęcona i zmotywowana, spróbuję podjąć wyzwanie i zacząć swojego życia opisywanie. Rym rymem ale od czego zacząć? W głowie milion pomysłów, a jeszcze więcej wątków pobocznych. Pomysł z blogiem nie narodził się w mojej głowie, lecz przy pomocy wielu osób wokół mnie. Co i rusz słyszę: " Zacznij pisać, bo zapomnisz ", " Weź to utrwal ", " Dziwne, że jeszcze nie masz bloga ", " To się nadaje do świata internetów ". I jak do tego podejść? Może coś w tym jest? <chwila zadumy> Vieste – region Apulia, prowincja Foggia, Włochy Zabawne i niecodzienne przygody spotykają mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Kiedy wszystko idzie powoli, stabilnie i do przodu, nagle trach! buuum! i historia idealna na bloga.  Mój świat i moje wspomnienia utrwalam na zdjęciach. Dzięki nim łącze wątki i przypominam sobie o przeszłości. Dobrym przykładem jest mój ostatni szybki trip do Bari i okolic. 3 dni, ponad 500 zdjęć i w

Czas, czas - gdzie ten czas?

Cześć i czołem! Od ostatniego wpisu już trochę czasu minęło. Święta, sylwester, praca, sesja i co najgorsze... choroba, która totalnie zdezorganizowała moje codzienne życie. Co i rusz słyszę "napisz coś", "może zainteresowałabyś się blogiem?". Dlaczego zawsze łatwiej wymagać od kogoś, niż samemu zrobić coś pożytecznego?  Zawsze lepiej chorować w miłym towarzystwie Nie wiem czy ten problem dotyka tylko mnie, ale największą udręką dla mnie jest " uciekający czas". Skubany tak łatwo zwiewa, prześlizguje się przez palce. Pytanie: czy są sprawdzone sposoby, aby go zaoszczędzić, a noż i zyskać? Może i odzyskać? Ograniczenie snu. Odpada! Nie oddam mojego 8'mio godzinnego odcięcia prądu.  Przesiądź się na środki transportu miejskiego! No way, szybciej mi dojechać Kangoorem do pracy, w godzinach szczytu, niż ZTM'em.  Yes! He's still alive!  Zaoszczędzisz na paliwie! Hello, przyjaciół się nie zostawia. Czerwona strzała sa

Cierpliwość i współpraca zawsze się opłaca

Cześć i czołem,  Znowu przerwa, ale chyba warto czasem być cierpliwym i poczekać? Właśnie. Cierpliwość. Chyba jej coraz bardziej brakuje. Chcemy już, teraz, natychmiast. Nie udaje się, nie ma efektów z dnia na dzień… odpuszczamy.  Nie doceniamy drobnych gestów, patrzymy przez pryzmat swojego ego. Trochę egoistyczne?  Trochę? No chyba tak.  Mając wiele, tylko na wyciągnięcie ręki, nagle potrafimy odpuścić, bo… bo tak. Bo jest za łatwo? Bo jest wszystko na zawołanie? Działamy chyba instynktownie, potrzebujemy wyzwań, nowych bodźców i atrakcji. Zamiast budować - burzymy i chcemy coś nowego. Zmiany, zmiany. Wszystko na już, na teraz, na wczoraj. Z cierpliwością jest jak z bieganiem. Początki, koszmar! Uważamy po pierwszej próbie, że za mało, za krótko, zadyszka, umieranie. Zaczynamy nieumiejętnie i dlatego pewnie często zniechęcamy się. A to nie o to w tym chodzi. https://www.facebook.com/kejraaphotography/ Bieganie jest jak miłość .  B